
Kiedy recenzowałam dla Was „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, dość jasno określiłam swój stosunek do imprez takich, jak Oscary. Napisałam: „w nosie mam wszystkie Złote Globy, Oscary i inne Złote Maliny. Oglądałam tonę filmów wynagradzanych na wszystkie strony, które były po prostu słabe i drugie tyle takich, które trzymały za serce do ostatniej sceny i nie dostały nawet pół nagrody”.
I tę opinię podtrzymuję. Kolejne rozdanie najbardziej wyczekiwanych nagród w przemyśle filmowym, utwierdziło mnie ostatecznie w tym przekonaniu.
Pamiętajcie, żeby do Oscarów nie podchodzić zbyt poważnie – to oczywiście są bardzo prestiżowe nagrody, jednak nie biczujcie się, jeśli film nagrodzony Oscarem nie przypadł Wam do gustu. Dla mnie coroczne rozdanie tych nagród, jest wskazówką, która mówi: „spójrz, może wśród tej puli nominowanych filmów znajdziesz choć jeden, który ci się spodoba”. I tak było w tym roku. Jestem już po seansie „Trzech billboardów…” – co zresztą dobrze wiecie. Dodatkowo po tegorocznych Oscarach na moją listę „do obejrzenia” trafiają: „Lady Bird”, „Coco”, „Tamte dni, tamte noce”, „Ja, Tonya” i „Czas mroku”. Wrócę do Was z recenzjami!
Cała impreza zaczęła się dobrze, bo od nagrodzenia Sama Rockwella za fenomenalną rolę drugoplanową w „Trzech billboardach za Ebbing, Missouri”. Wszyscy płakali! Naprawdę! Potem było już troszkę gorzej. Ktoś kazał mówić nieśmieszne żarty Jimmy’emu Kimmel’owi (jak ten, że Oscar jest spoko, bo nie ma penisa) i kazał zaśpiewać Gaelowi Garcii Bernalowi, któremu nie udało trafić się chyba w ani jeden dźwięk 🙁
Many thanks to Gael García Bernal for proving that one man simply cannot have it all #Oscars pic.twitter.com/nakTVIV3Dn
— JOE (@JOE_co_uk) March 5, 2018
Jennifer Lawrence miała drobne trudności z dostaniem się na swoje miejsce i podobno znów jest na ustach wszystkich (choć, żeby być fair, do zajścia doszło już po oficjalnej gali):
A ktoś zapomniał o przygotowaniu półeczki na statuetkę, więc część przemawiających musiała kłaść swoje nagrody na ziemi! Skandal!
Legendarna aktorka Rita Moreno (nagrodzona za rolę drugoplanową w „West Side Story”), założyła na galę Oscarów tę samą suknię, co 56 lat temu:
https://twitter.com/Floor8Official/status/970441888254906368
I tak, dobrze słyszeliście! Kobe Bryant, ten słynny koszykarz, też dostał Oscara. Jego krótkometrażowa animacja nazywa się „Dear Basketball” i została wyreżyserowana przez tego miłego niskiego pana stojącego obok sportowca:
Jeśli zaś o konkrety chodzi, to sprawa ma się tak:
Nagrodę dla NAJLEPSZEGO AKTORA PIERWSZOPLANOWEGO zgarnął Gary Oldman, który w swojej kategorii nie miał zbyt dużej konkurencji. Oldman zagrał Winstona Churchilla w filmie „Czas mroku”, w którym obserwujemy poczynania premiera Wielkiej Brytanii w momencie, w którym objął on to stanowisko.
Bardzo, bardzo zasłużony Oscar trafił w ręce Sama Rockwella za NAJLEPSZĄ ROLĘ DRUGOPLANOWĄ w filmie „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, którego kreację opisywałam Wam tak: „Oficer Jason Dixon jest na ekranie nieco psychopatyczny, trochę wybuchowy. Ma twardą dupę, miękkie serce i matkę majaczącą gdzieś w tle. Jest rasistą. Podejmuje od groma kiepskich decyzji, a podpowiedzi do ucha sączy mu wybujałe ego. Możemy z bliska oglądać jego przemianę i na zmianę pałać do niego uwielbieniem i nienawiścią”.
Absolutnie zasłużona statuetka trafiła do twórców zdjęć i efektów specjalnych w filmie „Blade Runner 2049”. Miałam szczęście oglądać ten film na dużym kinowym ekranie i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, a nawet troszkę dumna.
Twórca zdjęć do „Blade Runnera” Roger Deakins, był nominowany do Oscara aż 14 razy i dopiero teraz doczekał się pierwszej statuetki. A musicie wiedzieć, że jego wcześniejsze dzieła to między innymi „Fargo”, „Skazani na Shawshank” i „To nie jest kraj dla starych ludzi”.

